Dawno temu żyła sobie Karolina, nieświadoma, że stary lakier da się odnowić, a jego formułę zachować. Nic w tym dziwnego, bo miała wtedy 10 lat, a jej mama trzymała lakier w lodówce.
Zaczęło się jak w reklamie telezakupów. Ale teraz już wiem, że lakieru w lodówce trzymać nie wolno! (bo zmiana temperatury lakieru przy wyjmowaniu go z lodówki nie służy formule). Wiem również, że do lakieru nie należy dolewać ani acetonu, ani zmywacza (bo krótkotrwale przedłuża życie lakieru, ale długotrwale zamiast służyć- psuje formułę). Kiedy dowiedziałam się, że raczej zmywacz lakierowi nie służy, postanowiłam poszukać zamiennika i znalazł się on- rycerz w lśniącej zbroi- INGLOT PRO. Malutki cudaczek
Mimo złowrogiego "acetate" powiem wam, że nie jest to aceton, lecz octan. Zwyczajny (niezwyczajny) rozpuszczalnik do lakieru.
Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że INGLOT kosztuje aż (około) 20 zł, pewnie nie szukałabym zamiennika, bo ciężko jest coś takiego wykorzystać (z drugiej strony żal, bo opakowanie dosyć malutkie), ale będąc w super pharm dojrzałam 10x więcej płynu za dwa razy mniej. Opakowanie 90 ml kosztuje niecałe 10 zł.
Ten magiczny MEK to związek rozpuszczający, drażniący, ale nie w takiej ilości, w jakiej go używamy do rozcieńczenia. Podstawowy składnik jak widać jest ten sam- Octan Etylu.
Jaka jest różnica pomiędzy tymi dwoma specyfikami?
Cree ma 10x więcej pojemności.
Nie zauważyłam różnicy w działaniu- oba spełniają swoje zadanie.
Cree posiada dziubek, który teoretycznie powinien odmierzać konkretne kropelki, ale niestety nie spełnia swojego zadania. zawsze coś rozleję :/ Inglot dla porównania nie ma czegoś takiego, ja używam zwykłej pipetki do nalewania kropelek, to najlepiej działa.
Cree ma informację o nierozpuszczaniu sztucznych paznokci, ale nie wiem jak się odnosi do tego Inglot.
Na obu butelkach zauważone jest wyraźnie, że to produkt profesjonalny.
Oba wydajnością się nie różnią- dwie kropelki wystarczą do rozpuszczenia gęstego lakieru, czy topa.
A więc?
Oj jednak pójdę w drogeryjne ;) Do inglota już nie wrócę, tylko i wyłącznie ze względu na tańszy zamiennik ;)
Pozdrawiam moją siostrę Agatkę, która natchnęła mnie do napisania tego posta :)
U mnie w drogerii jest wlasnie tylko ten malenki drogi za 19.90 inglot i innego brak, wiec czekam z zakupem jak bede w super pharm albo po prostu znajde gdzies cos tanszego
OdpowiedzUsuńO jak świetnie, nie dość, że większy to i tańszy!
OdpowiedzUsuńU mnie Inglot kosztuje 12 zł :) Ale faktem jest, że to wielkie bydlę wygrywa. Sama chętnie kupię, aż żal że nie napisałaś tego posta ze 3 dni temu jak jeszcze w Polsce byłam
OdpowiedzUsuńdrogie nie znaczy dobre a drogeryjne nie znaczy złe:) trzeba po prostu czytać etykiety, składy i... próbować:)
OdpowiedzUsuńPopatrze za nim w super pharm bo rzeczywiście fajny.
OdpowiedzUsuńdo tej pory miałam do czynienia z dwoma takimi produktami: Inglot (mniejszy i droższy, ale rewelacja) i Top Choice (podobny do Twojego, większy niż Inglot, tańszy, bo za ok. 15zł, ale słabszy w działaniu), teraz zamówiłam Poshe i jestem ciekawa jak się spisze :)
OdpowiedzUsuń